Prezydent Duda obchodzi rok swojego urzędowania. Posypały się oceny tej prezydentury. Niektórzy uważają, że Duda sprawuje swój urząd świetnie, inni mówią o bardzo złej prezydenturze. Przekrzykują się chóry apologetów i krytyków Dudy a ja uważam, że Duda jest średnim prezydentem ale to tak naprawdę nie ma większego znaczenia. Ważniejsze, że zarówno ten jaki poprzedni prezydenci nie byli się wstanie wybić na samodzielność i niezależność. Duda ten brak samodzielności doprowadził do skrajności ale tak naprawdę nie stanowi to wielkiej różnicy.
Niezależni kandydaci na prezydenta w dzisiejszych czasach to fikcja. Było to już widoczne w poprzednich kadencjach, chociaż poprzedni prezydenci próbowali jeszcze zachować pewne pozory. Pamiętamy „szorstką przyjaźń” pomiędzy Leszkiem Millerem a Aleksandrem Kwaśniewskim. Pamiętamy próbę budowania własnego środowiska politycznego przez Bronisława Komorowskiego w pewnej opozycji do Donalda Tuska.Być może pewną rolę grały tu też pewne ambicje osobiste.
Poprzedni prezydenci od czasu do czasu wetowali ustawy przygotowane przez własne środowisko polityczne. Z jakich powodów ? W większości przypadków chodziło o oszukanie wyborców. Ktoś coś obiecał wyborcom a potem trzeba się było jakoś z tego wycofać. Metoda była taka, że stosowana ustawa była długo procedowana w parlamencie przy asyście mediów. Następnie wnoszono liczne poprawki i uzupełnienia. No i w końcu sejm i senat przegłosowały co miały przegłosować. A potem, patrz pan jaki pech, niezależny prezydent to zawetował.
Inny powód prezydenckich wet to niechlujstwo parlamentu. Ustawa przechodziła przez sejmowe komisje, sejmowych prawników, została przegłosowana przez sejm i senat a potem ktoś się dopatrzył, że to jednak gniot, który w żadnym wypadku nie powinien wejść w życie. Wtedy z pomocą przychodził prezydent i po „głębokim namyśle” składał weto. A publiczności można było pokazać, że demokracja działa. Niezależny prezydent naradził się ze swoim sztabem i co mu się nie podobało wywalił to kosza. Niech parlament następnym razem lepiej się postara ! Tak to przynajmniej miało wyglądać....
A dzisiaj ? Dzisiaj nie ma już żadnych pozorów. Prezydent po prostu podpisuje z automatu co mu przyniosą z parlamentu. Czy to wielka różnica w porównaniu z poprzednimi prezydentami ? Tak naprawdę niewielka albo żadna. Nie można zresztą wykluczyć, że PIS przygotuje w końcu prezydentowi Dudzie jakąś ustawę do zawetowania. Zawsze można będzie pokazać: a widzicie, prezydent jest niezależny, wetuje nawet PISowi ! Wszystko zależy od tego jak to zaprogramują PRowscy PISu. Na razie chyba bardziej się jednak opłaca prezentować prezydenta jako członka „pisowskiej drużyny”, ściśle współpracującego z rządem i klubem parlamentarnym.
Tak czy inaczej to tylko pozory stwarzane dla niesamodzielnych intelektualnie obywateli. Kiepski teatrzyk dla gawiedzi. Prezydent nie jest i nie będzie samodzielny. Chyba, że PIS straci władzę w następnych wyborach parlamentarnych. Wtedy prezydent będzie „samodzielnym bastionem oporu” przeciwko nowemu rządowi. A Komorowski robiłby inaczej gdyby jednak nie przegrał ostatnich wyborów ? Raczej nie. Też kasowałby niemal wszystko co by dostawał do podpisu z „pisowskiego” parlamentu.
Zdaje się, że twórcy obecnej konstytucji potraktowali prezydenta zbyt idealistycznie. Sądzili, że będzie w stanie wyzwolić się z partyjniactwa i działać jako niezależny podmiot polityczny. Miało być „równoważenie się władz”. Miała być „ostatnia instancja” politycznego namysłu i rozwagi. Nic z tego nie wyszło. Dzisiejsze realia są najwyraźniej zupełnie inne. Mamy epokę polityki totalnej.
W okresie kiedy rząd i prezydent są z jednego ugrupowania, prezydent staje się tylko zbędnym ogniwem, notariuszem, który podpisuje co mu przyniosą. W okresie kiedy rząd tworzy inne ugrupowanie niż to, z którego wywodzi się prezydent może nastąpić paraliż państwa. W praktyce wszelkie istotne zmiany legislacyjne muszą zostać zawieszone. Można by powiedzieć „Może to i dobrze”. Może przyhamowanie chociaż na rok czy dwa masowej produkcji nowych ustaw wyjdzie krajowi na dobre ? Niestety tak nie jest. Życie nie znosi próżni. Zaraz zacznie się produkcja rozmaitych rozporządzeń i okólników w ministerstwach, którymi na pograniczu prawa będzie się próbowało obejść prezydencką blokadę. Z powodów czysto pragmatycznych stanowisko prezydenta w jego obecnym kształcie trzeba zlikwidować. Jest bowiem nie tylko mało pożyteczne ale wręcz szkodliwe.
Kolejną kwestią jest brak precyzyjnie określonych uprawnień prezydenta w obecnej konstytucji. W wielu przypadkach nie wiadomo do końca czy prezydent „musi” kogoś zaprzysiąc kogo de facto wybrały inne organy władzy czy tylko „może”. A co się się stanie jeśli prezydent uzna, że wcale nie musi się zgodzić na zaprzysiężenie tego czy owego ? Np. większość parlamentarna wyłania rząd. Przyszli ministrowie przychodzą do pałacu prezydenckiego żeby dopełnić zaprzysiężenia. A prezydent odmawia uczestnictwa w zaprzysiężeniu niektórych albo nawet wszystkich ministrów ? Niemożliwe ? Niekoniecznie. Zakładając, że PIS przegra następne wybory a rząd będzie tworzyła koalicja złożona z dzisiejszej opozycji spokojnie mogę sobie wyobrazić taki bieg wypadków. Prezydent Duda pokazał, że w ramach walki politycznej jest gotów na wiele.
Jaki z tego wniosek ? Należy zrezygnować z powszechnych wyborów prezydenta. Prezydent powinien być wybierany przez parlament (być może większością 2/3), a jego prerogatywy powinny być zdecydowanie ograniczone. Rola prezydenta, poza nielicznymi wyjątkami, powinna się ograniczyć się do funkcji reprezentacyjnych. Jak najszybciej trzeba skończyć z tym szkodliwym teatrzykiem i zlikwidować ten całkowicie zbędny a czasami szkodliwy organ władzy.