Rozumiem, że Szałamacha mógł być niewygodny bo próbował szczegółowo analizować rozmaite zagrożenia dotyczące budżetu. On bowiem bezpośrednio za ten budżet odpowiadał. Dlatego wszelkie projekty zwiększenia wydatków Szałamacha oglądał ze wszystkich stron i narażał się tym Morawieckiemu, który już decyzję uzgodnił z prezesem a tu taki za przeproszeniem "księgowy" się wtrąca. Zamiast bez gadania podpisywać wszelkie papiery, które dostawał od Morawieckiego Szałamacha próbował być ministrem finansów i sprawdzać czy to co dostaje choć trochę "kupy się trzyma".
Teraz Morawieckiemu już nikt nie będzie przeszkadzał w snuciu jego wizji. A to milion samochodów elektrycznych a to milion mieszkań a to kolejne cośtam+. Na żadnym etapie nikt nie zakwestionuje jego pomysłów. Nikt ich tak naprawdę nie sprawdzi. Bo kto miałby to zrobić ? Szydło ? Kaczyński ? Przecież oni o ekonomii nie mają zielonego pojęcia. Kto jeszcze ? Podwładni Morawieckiego odważą się zakłócić wizję szefa głupim pytaniem : A skąd na to weźmiemy pieniądze ? Obawiam się, że wątpię.
Właśnie został wykonany ruch, który można porównać do wyeliminowania z procesu sądowego prokuratora oraz adwokata dla oszczędności czasu. Uznano, że zupełnie wystarczy sędzia.